Stockholm Syndrome
Dla odmiany zapada cisza. Grobowa
cisza- myślę, ale szybko odpędzam od siebie te myśli. Żyję,
żyjemy. Na dodatek czuję jak ktoś szturcha mnie w ramię i jestem
zmuszona otworzyć oczy, oddycham z ulgą gdy widzę Wojtka i parę
innych znanych mi ludzi, pomagają mi wstać, noga mnie przeraźliwie
boli, chyba jest złamana. Trochę klną, jeden z nich mówi, że
zrobiłam dobrą robotę, podobno jednak strzeliłam, podobno
trafiłam, podobno jednego zabiłam. Nie cieszy mnie to, noga boli,
nie mogę iść, biorą mnie we dwóch na barki i ostrożnie zbliżamy
się do wyjścia.
- Czemu jest tak cicho?- szepczę, bo
mówienie glośne nie wydaje mi się stosowne w tym momencie.
Wojtek uśmiecha się niemrawo, jest
cały umorusany i poszarpany, ja pewnie też.
- Ci, którzy zdążyli uciec są w
schronie. Reszta… reszta prawdopodobnie nie żyje. Wrzucili granaty
do dwóch pomieszczeń, tam było ich najwięcej. Siła była tak
duża, że nawet w naszym to odczuliśmy.
- Ale poszli sobie?- pytam jak małe
dziecko, chcę już znaleźc się w helikopterze, który
przetransportuje nas do głównej bazy i położyć się do łóżka.
Nie mam siły, chłopcy też ledwo już idą, a musimy jeszcze
przejść parędziesiąt metrów i zejsć po schodach. Zatrzymujemy
się, stawiają mnie przy ścianie, pomagają się utrzymać na
jednej nodze.
- Wygląda na to, że jest już pusto.
Ale cholera ich wie.- mruczy Wojtek- Musimy się jak najszybciej
dostać do schronu.
- Czekaj, na pewno go zamknęli jak
usłyszeli wybuch. Najpierw ktoś musi go otworzyć.
- Zostanę z Oliwką, idźcie. –
oznajmia mój przyjaciel, po czym osuwa się po ścianie, dysząc
ciężko, a chłopaki biegną w stronę schodów prowadzących pod
ziemię- Usiądź, odpocznij.
Z niemałym trudem udaje mi się usiąść
obok niego i wyprostować nogę.
- Ale się porobiło. – mówię żeby
cokolwiek powiedzieć, nie chcę żebyśmy byli cicho, to jak
czekanie na śmierć.
- No. Ale wiesz co to znaczy?- w oczach
Wojtka mrugają wesołe iskierki- Że szybciej wrócimy do Polski.
Przetransportują nas do szpitala, zobaczą że nic nie jest,
ewentualnie wsadzą w gips i do domu. Oby zdążyli zadzwonić do
mamuchny, może zdoła zrobić pierogi.
Śmieję się i delikatnie uderzam go w
głowę, fakt, że gdzieś tam tysiące kilometrów od nas mogą
czekać na nas pierogi wydaje się być tak cudowny, że aż
kompletnie nierealny.
- Okej, otworzyliśmy! Pomóc wam
zejść?!- krzyczy Maniek, a jego twarz pojawia się na szczycie
schodów.
- Nie, poradzimy sobie. – mówi
pewnie Wojtek i pomaga mi wstać.
Toczymy się wolno w stronę zejścia,
ja skacząc na jednej nodze, on starając się mnie trzymać, oboje
szybko opadamy z sił, ale musimy iść dalej. Chyba największym
błędem jest to, że gdy znajdujemy się już parę kroków od
schodów to odruchowo patrzymy w okno. A tam, w odległości trzech
metrów od nas znajduje się mężyczna w czarnej masce. Krzyczę,
rozlegają się strzały. Jedyna myśl jaka przychodzi mi do głowy?
Jednak nie było pusto.
Nie tracę przytomności, ale upadam.
Chyba łamię sobie nos, krew płynie jeszcze bardziej, noga
piekielnie boli, co z Wojtkiem? Wojtek, Wojtek! Przecież skoro ja
nie oberwałam to…
Nie mam siły spojrzeć w bok, Boże,
nie mogę tam spojrzeć, nie mogę zobaczyć jego bezwładnego ciała,
z którego uchodzi życie, nie mogę! Wojtek, Boże, przeżyj, błagam
cię, błagam!
Z zewnątrz słyszę głosy, strach
mnie paraliżuje, zaciskam pięści, on tu idzie, zaraz umrę, zaraz
to wszystko się skończy, Zbyszku, mamo, przepraszam! Wojtek, Wojtek
nie żyje, umarł przeze mnie, a za chwilę i ja zniknę. Tak bardzo
was przepraszam, tak bardzo mi przykro!
Ktoś przewraca mnie na plecy, nie
próbuję nawet zamknąć oczy, po co udawać martwą skoro i tak
sprawdzi tętno, zdradzieckie bicie serca milion razy szybsze niż
zwykle. Twarz zakrytą ma pod czarną maską, leżę w bezruchu, jego
niemalże czarne oczy, przygląda mi się lekko przekrzywiając
głowę, skończ to, zrób to, proszę, zakończ to! Wydaje
mi się, że sięga po pistolet, on jednak zdejmuje rękawiczkę i
kucając nade mną odgarnia mi włosy z czoła, nie potrafię nic
powiedzieć, on coś szepcze, nie rozumiem jego języka, co on robi?
- Sorry. – duka cicho, zapewne jedyne
znane przez niego słowo po angielsku i odchodzi. Tak po prostu
odchodzi, zostawiając mnie samą, żywą, żyję, to niemożliwe.
Słychać helikopter, to nasi, zaraz tu będą, Wojtek, zaraz nas
uratują! – krzyczę, bo na moment zapominam, że jego już tu
ze mną nie ma, w zamian za to w drzwiach schronu pojawia się
Maniek, łza spływa mi po policzku, podchodzi do mnie i łapie za
rękę.
- Już po wszystkim, Oliwko. Już po
wszystkim.
Podnosi mnie za ramiona i dopiero wtedy
zauważam krew wolno sączącą się z mojego boku.
- Kurwa, oberwałaś. – Maniek kręci
głową, uciskając ranę- Zaraz tu będą, wytrzymaj jeszcze chwilę.
Odważam się spojrzeć w bok i
natychmiast tego żałuję. Na twarzy Wojtka w dalszym ciągu błąka
się delikatny uśmiech, który podtrzymywał mnie na duchu.
Wojtkowe oczy są puste, tak bardzo puste.
- Wojtek nie żyje. – szepczę, a
Maniek kiwa głową.
Spójrz
w gwiazdy, pozwól nadziei zabłysnąć w Twoich oczach.
- To co się tam stało kompletnie ją
blokuje. Ale musisz być cierpliwy, cierpliwość jest najważniejsza,
Zbyszku. Ona się przełamie, ona prawdopodobnie nie opowie o tym
mnie, a tobie. Musisz ją wspierać.
Kiwam głową, psycholog mówi tak
codziennie przychodząc do nas na rozmowę z Tobą, wychodzi po
godzinie, czasem dwóch, Ty milczysz, nie potrafisz z nią rozmawiać.
Zastanawiam się nad zatrudnieniem kogoś innego, ale chyba nie w tym
tkwi rzecz. Ty chyba naprawdę zwyczajnie nie potrafisz o tym mówić.
Mijają dwa tygodnie odkąd wróciliśmy
ze szpitala, a Ty ani razu nie byłaś na dworze. Pozwalam Ci spędzać
dnie w łóżku, potrzebujesz odpoczynku i spokoju, ale
najważniejsze, że jesteś w domu. Niewiele się odzywasz, czasem
masz napady naprzemiennego przepraszania mnie i dziękowania za to co
dla Ciebie robię naraz, przytulam Cię wtedy mocno, tak bardzo
chciałbym Ci pomóc, dlaczego nie potrafię?
Staję u progu naszej sypialni, na
razie Twojej, odkąd wróciłaś śpię na kanapie, nie protestujesz,
a ja boję się, że w jakiś głupi, nieświadomy sposób Cię
skrzywdzę, jeszcze bardziej niż jesteś, chyba nie spodziewałem
się, że tak ciężko będzie Ci wrócić do normalnego życia.
Siadam na brzegu łóżka i biorę leżącą na szafce nocnej
szczotkę w dłonie. Zaczynam delikatnie rozczesywać Twoje śliczne
włosy, zawsze to uwielbiałem. Przez chwilę czuję się trochę jak
dawniej, tylko chwilę, dzwoni telefon, Twoja matka- mówię, że
śpisz, wiem, że nie masz siły drugi raz dziś z nią rozmawiać.
Patrzysz na mnie podkrążonymi oczami i klepiesz dłonią miejsce
obok siebie. Kiedy je zajmuję, wtulasz się we mnie mocno.
- Powiedz, że wszystko będzie dobrze.
– mówisz.
- Będzie.
- Obiecujesz? – spoglądasz na mnie.
Przygryzam wargę, obietnice nie są
naszą mocną stroną, nigdy nie były, chyba o tym zapomniałaś.
Obiecałaś, że wrócisz- ciałem wróciłaś, w środku jednak nie
ma tej samej Oliwki. Gdzie jesteś?
- Obiecuję. – mruczę i całuję Cię
w czoło.
Znajdę Cię, nawet jeżeli będziesz
bardzo głęboko zakopana w swoim ciele. I wszystko się ułoży,
wszystko będzie jak dawniej, i oboje wywiążemy się z obietnic.
Potrzebujemy czasu, czas wszystko uleczy. Wszystko będzie dobrze.
- To co się tam stało kompletnie ją
blokuje. Ale musisz być cierpliwy, cierpliwość jest najważniejsza,
Zbyszku. Ona się przełamie, ona prawdopodobnie nie opowie o tym
mnie, a tobie. Musisz ją wspierać.
Kiwam głową, psycholog mówi tak
codziennie przychodząc do nas na rozmowę z Tobą, wychodzi po
godzinie, czasem dwóch, Ty milczysz, nie potrafisz z nią rozmawiać.
Zastanawiam się nad zatrudnieniem kogoś innego, ale chyba nie w tym
tkwi rzecz. Ty chyba naprawdę zwyczajnie nie potrafisz o tym mówić.
Mijają dwa tygodnie odkąd wróciliśmy
ze szpitala, a Ty ani razu nie byłaś na dworze. Pozwalam Ci spędzać
dnie w łóżku, potrzebujesz odpoczynku i spokoju, ale
najważniejsze, że jesteś w domu. Niewiele się odzywasz, czasem
masz napady naprzemiennego przepraszania mnie i dziękowania za to co
dla Ciebie robię naraz, przytulam Cię wtedy mocno, tak bardzo
chciałbym Ci pomóc, dlaczego nie potrafię?
Staję u progu naszej sypialni, na
razie Twojej, odkąd wróciłaś śpię na kanapie, nie protestujesz,
a ja boję się, że w jakiś głupi, nieświadomy sposób Cię
skrzywdzę, jeszcze bardziej niż jesteś, chyba nie spodziewałem
się, że tak ciężko będzie Ci wrócić do normalnego życia.
Siadam na brzegu łóżka i biorę leżącą na szafce nocnej
szczotkę w dłonie. Zaczynam delikatnie rozczesywać Twoje śliczne
włosy, zawsze to uwielbiałem. Przez chwilę czuję się trochę jak
dawniej, tylko chwilę, dzwoni telefon, Twoja matka- mówię, że
śpisz, wiem, że nie masz siły drugi raz dziś z nią rozmawiać.
Patrzysz na mnie podkrążonymi oczami i klepiesz dłonią miejsce
obok siebie. Kiedy je zajmuję, wtulasz się we mnie mocno.
- Powiedz, że wszystko będzie dobrze.
– mówisz.
- Będzie.
- Obiecujesz? – spoglądasz na mnie.
Przygryzam wargę, obietnice nie są
naszą mocną stroną, nigdy nie były, chyba o tym zapomniałaś.
Obiecałaś, że wrócisz- ciałem wróciłaś, w środku jednak nie
ma tej samej Oliwki. Gdzie jesteś?
- Obiecuję. – mruczę i całuję Cię
w czoło.
Znajdę Cię, nawet jeżeli będziesz
bardzo głęboko zakopana w swoim ciele. I wszystko się ułoży,
wszystko będzie jak dawniej, i oboje wywiążemy się z obietnic.
Potrzebujemy czasu, czas wszystko uleczy. Wszystko będzie dobrze.
Miałam dodać w sobotę i życzyć Wam wesołych świąt, ale nie udało się z bliżej nieokreślonego powodu. Dziękuję, że jesteście nadal z Oliwką i Zbyszkiem, nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Skoro więc spóźniłam się z życzeniami świątecznymi, życzę Wam, żebyście tą uprzejmość i ciepło, które macie w sobie co święta zachowali na co dzień, by wszystko układało się Wam po Waszej myśli i abyście byli szczęśliwi. Mam nadzieję, że ulepiliście zajączka ze śniegu, haha (:
Szczerze mówiąc nie do końca miałam wyobrażenie tego, co się z tą dwójką może dalej dziać. Teraz już wiem i to mocno działa na moją psychikę. Czytając opis tej sytuacji, miałam porządny mętlik w głowie. A 'Twój' Zbyszek jest cudowny. <3 Takiego mogłabym nawet polubić.^^
OdpowiedzUsuńO jejku, jej. Te przeżycia Oliwki są traumatyczne. Ja bym nie miała pojęcia, jak sobie z tym poradzić...
OdpowiedzUsuńNie ma się co dziwić Oliwi, że nie umie o tym mówić. Te przeżycia były dla niej bardzo traumatyczne i tylko czas może jej pomóc. A Zbyszek musi być cierpliwy i ją wspierać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:*
Nie wiem czy Oliwia kiedykolwiek i komukolwiek powie o tym co wydarzyło się na misji. Niektórzy ludzie wolą nigdy już nie poruszać taki tematów, Wierzę jednak że Zbyszkowi uda sie obudzić w niej dawną Oliwkę taka która znów będzie potrafiła być szczęśliwa
OdpowiedzUsuńTo wszystko opisujesz tak dokładnie, z wielkimi emocjami, że o mały włos nie zeszłam na zawał, gdy w trakcie czytania spadł mi na podłogę długopis i narobił huku! :p Za każdym razem zastanawiam się, czy Oliwia odważy się komuś zwierzyć z tego, co przeszła, a jeśli tak, to kogo obdarzy zaufaniem… Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że będzie to Zbyszek, bo wtedy łatwiej będzie jej powrócić do życia, on jej w tej kwestii pomoże, bo do normalności Oliwia już nigdy nie wróci. Nic nigdy już nie będzie normalne, gdyż te ostatnie wydarzenia będą jej towarzyszyć do końca życia. Zbyszek, jak nie Zbyszek :p oaza spokoju :) ale to dobrze, bo ktoś taki jest jej teraz potrzebny. Ktoś, kto cierpliwie zaczeka, aż będzie ona gotowa opowiedzieć o tym, co miało miejsce, ktoś, kto nie będzie próbował za wszelką cenę wszystkiego z niej wydobyć. Mam nadzieję, że tej cierpliwości starczy mu na bardzo długo, bo to wszystko nie będzie tak łatwe, jak na początku wszyscy sobie zakładali…
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny, nulka :*
Ja wymiękam...
OdpowiedzUsuńBo to jest po prostu zbyt smutne...
UsuńTo takie smutne.
OdpowiedzUsuńNawet nie mogę sobie wyobrazić przez co musiała przejść Oliwia, po za granicami ojczyzny.
Ale Zbyszek jest dla niej wsparciem, to dobrze.
Piszesz świetnie.
Pozdrawiam :)
Cieszę się, że trafiłam na to opowiadanie. Nie wymyślę chyba nic sensownego, żeby opisać to, co czuję.
OdpowiedzUsuń„ Znajdę Cię, nawet jeżeli będziesz bardzo głęboko zakopana w swoim ciele. I wszystko się ułoży, wszystko będzie jak dawniej, i oboje wywiążemy się z obietnic.” Trzymam cię za słowo, Zbyszku.
OdpowiedzUsuńA to co piszesz jest piękne i prawdziwe :)
Ja pierdolę, kurwa mać. To chyba jedyne, co mam dzisiaj do powiedzenia. Wywołujesz tak silne emocje tym opowiadaniem, że moja psychika, jak i słownictwo, po prostu wymiękają.
OdpowiedzUsuńZbyszku, mógłbyś być taki również w rzeczywistości?
Ciężko jest mi cokolwiek powiedzieć, takie emocje wywołujesz u mnie każdym rozdziałem. Po takich przeżyciach wcale się nie dziwię, że Oliwia nie potrafi się otworzyć.
OdpowiedzUsuńTakiego Zbyszka mogłabym polubić...