Mijają niecałe trzy tygodnie kiedy
lekarze z uśmiechem na twarzy wręczają mi i Marii Twój wypis ze
szpitala. Robią z tego małą uroczystość, w Twojej sali zbiera
się spora część lekarzy i pielęgniarek z oddziału, zauważam,
że jedna z nich ociera ukradkiem łzę wzruszenia.
- Bo wie pan, to niesamowite jak ludzie
potrafią ryzykować swoje życie dla innych. Pańska narzeczona jest
niesamowita. Proszę o nią dbać. – mówi, kiedy już prawie
wychodzimy, a ja uśmiecham się do niej ciepło.
Ze szpitala wyjeżdżamy wóżkiem,
nie chcę Cię bez powodu forsować, na wszystko przyjdzie czas.
Dojdziesz do siebie i wszystko będzie w porządku, wiem to.
W dłoniach trzymasz wielki bukiet
kwiatów od personelu szpitala, to chyba my powinniśmy kupować im
je za to, że Ci pomogli, ale najwidoczniej byłaś dla nich bardzo
ważnym pacjentem.
- No już skarbie, możesz przestać
udaważ, że cię nie kłują te róże, dam je do bagażnika. –
śmieję Ci się do ucha, a Ty kręcąc głową z delikatnym
uśmiechem podajesz mi bukiet.
- To miłe z ich strony. – mówisz,
wzruszając ramionami.
Nasz kontakt znacznie się poprawił
już kilka dni po Twoim przebudzeniu, zaczęliśmy więcej rozmawiać,
więcej się śmiać, więcej przytulać. Parę razy łapałem się
na tym, że palec przyłożony miałem do zielonej słuchawki przy
kontakcie o nazwie Asia na moim Iphonie bo chciałem się z
nią podzielić tą radością, ale wtedy przypominałem sobie, że
nie mam żadnego prawa do niej dzwonić i mieszać w głowie.
Wyszedłbym na jeszcze większego sukinsyna niż ten którym jestem.
Sadowimy się wygodnie w fotelach, ja
na miejscu kierowcy, Ty obok, Twoja matka z tyłu- musimy odwieźć
ją na lotnisko skąd uda się do swojego domu w Niemczech,
przekonaliśmy ją, że poradzimy sobie sami, a gdy wszystko się
ułoży to przyjedziesz do niej na kilka tygodni. Nie było łatwo bo
w sumie ja też nie potrafiłbym Cię zostawić w momencie gdy
odzyskaliśmy Cię po tak długim czasie, ale obowiązki zawodowe
zwyciężyły. Odprowadzamy ją na samolot i po pół godzinie znów
siedzimy razem w aucie jadącym prosto do mojego, naszego mieszkania,
którego nie miałaś okazji jeszcze widzieć.
Będą nas rozdzielać
i nie przestaną nas łamać.
Budzi mnie gwar, otwieram oczy i będąc
wpół przytomna stwierdzam, że musiałam zaspać bo moi koledzy
krzątają się szybko wokół swoich łóżek, porządkując
pościel. Wyskakuję z pościeli i mrugam do Wojtka, który też nie
jest dziś zbyt przytomny. Szybko biorę prysznic i w miarę się
ogarniam, po dziesięciu minutach większość naszej bazy jest już
w głównym pokoju i je śniadanie, dyskutując o mniej lub bardziej
ważnych sprawach.
- Oliwia, podaj swoje dane kontaktowe,
jak wrócimy do domu to trzeba się będzie jakoś kontaktować,
zdjęcia i te sprawy. – Adrian podtyka mi pod nos notes zapełniony
już kilkoma innymi wpisami.
- Adresu ci nie podam, bo nie znam.
- Jak to?- mężczyzna marszczy brwi.
- Że tak powiem, sprawy są trochę
skomplikowane. Ogólnie to nie wiem gdzie mieszkam.
- No to ciekawie.
Uśmiecham się pod nosem i oddaję mu
zeszyt. W momencie kiedy moje palce nie czują już skórzanego
materiału następuje huk. Głośny, niesmowicie głośny huk, a
serce zaczyna mi bić tak szybko, jak jeszcze nigdy podczas pobytu
tutaj.
- CO SIĘ KURWA DZIEJE?- słyszę obok
siebie.
Huk, trzask szyb, coś się trzęsie,
WSZYSCY POD STOŁY!, ręce na głowie. Zamykam oczy, wiem, że
nie powinnam, Boże, czemu to robię, ale nie potrafię patrzeć,
Jezu dlaczego to się dzieje? Oddycham ciężko, jestem cała
spocona, czuję, że ktoś napiera na moją dłoń, to Wojtek, jak on
się tu przedostał?
- Otwórz oczy, nie bój się! –
krzyczy, bo wystrzały są potwornie głośne.
Strasznie się boję ale powoli
podnoszę ociężałe powieki, widzę jego oblaną potem twarz,
odwracam głowę, kilkanaście innych osób leży koło nas pod
stołem, wszyscy tak samo przerażeni, a strzały nie cichną.
- TRZEBA COŚ ZROBIĆ, DO CHOLERY! –
ktoś krzyczy – DZWOŃCIE DO DOWÓDZTWA, ŻE NAS ZAATAKOWALI!
- ONI OTWORZYLI DO NAS OGIEŃ, KTO SIĘ
NIBY STĄD RUSZY?
- Ja.- mówię cicho zanim zdążę się
zastanowić, a po chwili powtarzam to głośniej i nie czekając na
ich odpowiedź wolno wychodzę spod stołu.
Spokojnie, byle spokojnie, przeciez
uczyli nas co robić w takiej sytuacji na obozie, musisz zakradnąć
się do telefonu tak żeby cię nie widzieli i wezwać pomoc. Nic się
nie stanie, zachowaj spokój.
Ręce trzęsą mi się niemiłosiernie,
a szkło walające się po podłodze rani moje palce, z którejś
szafki spada jakiś przedmiot, rani mnie w głowę, boli, chyba
płynie krew. Pełznę dalej chociaż najchętniej wróciłabym pod
ten cholerny stół, zostały dwa metry, tak blisko, zaraz się uda.
- Centrala? Baza 7, zaatakowano nas, w
budynku jest dwudziestu trzech ludzi, z czego piętnaście to
lekarze, reszta to ranni. Nie mamy ochrony, tylko kilka sztuk broni,
żołnierze wyruszyli o świcie do…
Budynek drży w posadach, nie ma
sygnału, chyba usłyszeli wystarczająco żeby wysłać pomoc.
- TRZEBA POMÓC RANNYM, ONI ZARAZ
ROZPIEPRZĄ TĄ BUDĘ! – drę się i biegnę do pomieszczenia z
poszkodowanymi, a za mną parenaście innych osób.
TRZEBA ICH STĄD WYPROWADZIĆ! NIE,
LEPIEJ DO SCHRONU! JAK PIERDOLNĄ TO WSZYSTKO BOMBĄ TO SCHRON GÓWNO
DA! COŚ DA, JAK WYJDZIEMY TO NAS POWYSTRZELAJĄ JAK PSY! USPOKÓJ
SIĘ, MUSZĘ POMYŚLEĆ. JAK MAM SIĘ USPOKOIĆ JAK WSZYSCY ZARAZ
ZGINIEMY? NIE ZGINIEMY JAKBYŚ NIE PANIKOWAŁ DURNA PAŁO!
Głowa mi pęka, wszyscy są zbyt
panikowani, za bardzo wrzeszczą, a strzały nie milkną, kula trafia
w pacjenta leżącego pod oknem, którego usiłuję wydostać z
pokoju, Boże, prawie zginęłam, stoję jak słup soli nie wiedząc
co zrobić z nieżyjącym już Afgańczykiem, Wojtek rzuca mnie na
ziemię kiedy nadchodzi kolejna fala strzałów.
- BIERZCIE JAK NAJWIĘCEJ LUDZI I DO
SCHRONU! CI CO MAJĄ BROŃ DO ŚCIANY, STRZELAJCIE DO TYCH ZJEBÓW NA
DWORZE, MOŻE UDA SIĘ KTÓREGOŚ U…
Adrian zostaje strzelony prosto w
pierś, z oczu znika przerażenie, pada na podłogę, a obok niego
karabin. Wojtek doczołguje się do niego i podaje mi, po czym sięga
po swój.
Drżącymi rękami chwytam go w ręce,
faceci patrzą na mnie przerażeni, jestem tu jedną z trzech kobiet,
które przeżyły to piekło, powinnam uciekać do schronu.
Zdążam tylko namierzyć swój cel,
plecy jednego z Talibów zmieniającego amunicję, jeszcze sekunda,
moment, strzelę… następny huk, jeszcze większy, tym razem
ciemność. Umrzemy?
Ponad miesiąc mnie tu nie było, nie wierzę. Co się stało? Chyba sobie uświadomiłam, że coś marnuję, że to wszystko nie powinno tak wyglądać i po prostu chciałam odejść. Popsuty komputer to ułatwił, a jak dostałam go naprawionego to okazało się, że nie da się otworzyć pliku z opowiadaniem. Ale wykombinowałam i jest. I przepraszam, bo wiem, że kilka osób czekało.
Mam wrażenie, że trochę się ostatnio pogubiłam, ale żeby wrócić do normalnego stanu potrzebuję też bycia tutaj. Więc jestem. Przepraszam. A Wy będziecie?
Postaram się u Was jak najszybciej nadrobić
Mam wrażenie, że trochę się ostatnio pogubiłam, ale żeby wrócić do normalnego stanu potrzebuję też bycia tutaj. Więc jestem. Przepraszam. A Wy będziecie?
Postaram się u Was jak najszybciej nadrobić
Będziemy !!!
OdpowiedzUsuńMy będziemy z Toba. Czekaliśmy naprawdę długo :D
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle boski :P
http://zycie-pisane-chwila.blogspot.com/
Stęskniłam się za tym opowiadaniem, dobrze,że wróciłaś. Najbardziej oryginalna historia jaką czytalam :)
OdpowiedzUsuńTo jest jedno z tych opowiadań, których po prostu nie potrafię skomentować.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wybaczysz mi takie milczenie i mam nadzieję, że kiedy się zamelduję pod każdym przeczytanym rozdziałem, to będzie okej? Chyba, że coś mi przyjdzie do głowy. W co wątpię, bo ta historia odbiera mowę.
Na to opowiadanie mogłabym czekać i czekać, ale bardzo się cieszę, że już wróciłaś :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że dogadała się z bliskimi, bo teraz oni będą najważniejsi w procesie powracania do normalności po piekle jakie przeszła (o ile w ogóle jest to możliwe). Widać, że Oliwia to silna i odważna kobieta. Mam nadzieję, że cierpliwie będą poznawać się na nowo, bo pomimo tego, że na zewnątrz niewiele się zmienili, to środek jest praktycznie całkiem inny.
Pozdrawiam i czekam na kolejny, nulka :*
Oliwia jest bardzo odważna, większa część osób na jej miejscu nie ruszyłaby się i nie dała znać bazie, a ona jednak to zrobiła narażając przy tym swoje życie. Podziwiam ją.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Oliwie za odwagę, sam siebie nigdy nie widziałabym w takiej sytuacji i okolicznościach w których ona przecież była i żyłą tam na co dzień. Przeszła wiele, a los doświadczył ja jeszcze bardziej tragicznie powodując wypadek. Teraz jest ze Zbyszkiem ale tak naprawdę oni przecież nie są razem. Ciekawi mnie jak to się dalej rozwinie
OdpowiedzUsuńOliwia była bardzo odważna wyjeżdżając do Afganistanu. To co tam przeszyła, było na prawdę przerażające. Na pewno nigdy o tym nie zapomni, ale ma przy sobie Zbyszka który ją wspiera i pomaga ;) Na pewno jej teraz nie zostawi i mam nadzieję, że będą razem szczęśliwi.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś :)
Pozdrawiam:*
Chyba cię rozumiem, bo ostatnio miałam bardzo podobnie, ale ten blogowy świat jest bardzo przydatny, gdy człowiek chwilowo odpada. Bartman to będzie miał teraz mętlik w głowie, jednak powinien trwać przy Oliwii, potrzebują siebie i swojej miłości.
OdpowiedzUsuńTo straszne przez co musiała przechodzić Oliwia.
OdpowiedzUsuńDobrze, że ma wsparcie.
Twoje opowiadanie jest wyjątkowe.
Pozdrawiam :*
Ja będę zawsze. *.*
OdpowiedzUsuńKurczę, ciary, ciary i jeszcze raz ciary po przeczytaniu. Wolę sobie nie wyobrażać, co ci wszyscy ludzie na wojnie czują w czasie takiego ataku. Całe życie przelatujące przed oczami? Takie przynajmniej mam wrażenie.
Bartman, liczę na to, że nie spierdolisz tu niczego i będziesz przy naszej dzielnej bohaterce. Inaczej się policzymy.
O JEZUSIE CHRYSTUSIE. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że ta cała sytuacja w szpitalu to są tylko wyobrażenia Oliwki albo Zbyszka, że to się nie dzieję .
OdpowiedzUsuńTego co nam tutaj prezentujesz i pozwalasz czytać nie da się opisać zwykłymi słowami. Pierwszy raz spotykam się z takim opowiadaniem, opowiadaniem, które przemawia do mnie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Przenosisz nas w ten okropny i bezwzględny świat wojny, a ja czuję się jakbym tam była. Mimo to, jakoś nie wyobrażam sobie tego strachu o swoje życie jaki towarzyszył Oliwce i mam do takich ludzi wielki szacunek. Mam nadzieję, że Zbyszek pomoże jej wrócić do normalności i oswoić się z rzeczywistością. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńBędzie im ciężko, na początku bardzo ciężko. Zbyszek sam jeszcze nie wie na co się pisze, a przed nimi jeszcze poważna rozmowa o tym co działosię po tym jak go zostawiła. W związku z tym, że Zbyszek jest osobą publiczną to nic się nie ukryje.
OdpowiedzUsuń