sobota, 23 marca 2013

Jeśli będziemy żyć w strachu, zaczekam choćby tysiąc lat, tylko po to, by zobaczyć jak się znów uśmiechasz.

Resistance


               Mijają niecałe trzy tygodnie kiedy lekarze z uśmiechem na twarzy wręczają mi i Marii Twój wypis ze szpitala. Robią z tego małą uroczystość, w Twojej sali zbiera się spora część lekarzy i pielęgniarek z oddziału, zauważam, że jedna z nich ociera ukradkiem łzę wzruszenia.

- Bo wie pan, to niesamowite jak ludzie potrafią ryzykować swoje życie dla innych. Pańska narzeczona jest niesamowita. Proszę o nią dbać. – mówi, kiedy już prawie wychodzimy, a ja uśmiecham się do niej ciepło.

Ze szpitala wyjeżdżamy wóżkiem, nie chcę Cię bez powodu forsować, na wszystko przyjdzie czas. Dojdziesz do siebie i wszystko będzie w porządku, wiem to.

W dłoniach trzymasz wielki bukiet kwiatów od personelu szpitala, to chyba my powinniśmy kupować im je za to, że Ci pomogli, ale najwidoczniej byłaś dla nich bardzo ważnym pacjentem.

- No już skarbie, możesz przestać udaważ, że cię nie kłują te róże, dam je do bagażnika. – śmieję Ci się do ucha, a Ty kręcąc głową z delikatnym uśmiechem podajesz mi bukiet.

- To miłe z ich strony. – mówisz, wzruszając ramionami.

Nasz kontakt znacznie się poprawił już kilka dni po Twoim przebudzeniu, zaczęliśmy więcej rozmawiać, więcej się śmiać, więcej przytulać. Parę razy łapałem się na tym, że palec przyłożony miałem do zielonej słuchawki przy kontakcie o nazwie Asia na moim Iphonie bo chciałem się z nią podzielić tą radością, ale wtedy przypominałem sobie, że nie mam żadnego prawa do niej dzwonić i mieszać w głowie. Wyszedłbym na jeszcze większego sukinsyna niż ten którym jestem.

Sadowimy się wygodnie w fotelach, ja na miejscu kierowcy, Ty obok, Twoja matka z tyłu- musimy odwieźć ją na lotnisko skąd uda się do swojego domu w Niemczech, przekonaliśmy ją, że poradzimy sobie sami, a gdy wszystko się ułoży to przyjedziesz do niej na kilka tygodni. Nie było łatwo bo w sumie ja też nie potrafiłbym Cię zostawić w momencie gdy odzyskaliśmy Cię po tak długim czasie, ale obowiązki zawodowe zwyciężyły. Odprowadzamy ją na samolot i po pół godzinie znów siedzimy razem w aucie jadącym prosto do mojego, naszego mieszkania, którego nie miałaś okazji jeszcze widzieć.

Będą nas rozdzielać i nie przestaną nas łamać.



               Budzi mnie gwar, otwieram oczy i będąc wpół przytomna stwierdzam, że musiałam zaspać bo moi koledzy krzątają się szybko wokół swoich łóżek, porządkując pościel. Wyskakuję z pościeli i mrugam do Wojtka, który też nie jest dziś zbyt przytomny. Szybko biorę prysznic i w miarę się ogarniam, po dziesięciu minutach większość naszej bazy jest już w głównym pokoju i je śniadanie, dyskutując o mniej lub bardziej ważnych sprawach.

- Oliwia, podaj swoje dane kontaktowe, jak wrócimy do domu to trzeba się będzie jakoś kontaktować, zdjęcia i te sprawy. – Adrian podtyka mi pod nos notes zapełniony już kilkoma innymi wpisami.

- Adresu ci nie podam, bo nie znam.

- Jak to?- mężczyzna marszczy brwi.

- Że tak powiem, sprawy są trochę skomplikowane. Ogólnie to nie wiem gdzie mieszkam.

- No to ciekawie.

Uśmiecham się pod nosem i oddaję mu zeszyt. W momencie kiedy moje palce nie czują już skórzanego materiału następuje huk. Głośny, niesmowicie głośny huk, a serce zaczyna mi bić tak szybko, jak jeszcze nigdy podczas pobytu tutaj.

- CO SIĘ KURWA DZIEJE?- słyszę obok siebie.

Huk, trzask szyb, coś się trzęsie, WSZYSCY POD STOŁY!, ręce na głowie. Zamykam oczy, wiem, że nie powinnam, Boże, czemu to robię, ale nie potrafię patrzeć, Jezu dlaczego to się dzieje? Oddycham ciężko, jestem cała spocona, czuję, że ktoś napiera na moją dłoń, to Wojtek, jak on się tu przedostał?

- Otwórz oczy, nie bój się! – krzyczy, bo wystrzały są potwornie głośne.

Strasznie się boję ale powoli podnoszę ociężałe powieki, widzę jego oblaną potem twarz, odwracam głowę, kilkanaście innych osób leży koło nas pod stołem, wszyscy tak samo przerażeni, a strzały nie cichną.

- TRZEBA COŚ ZROBIĆ, DO CHOLERY! – ktoś krzyczy – DZWOŃCIE DO DOWÓDZTWA, ŻE NAS ZAATAKOWALI!

- ONI OTWORZYLI DO NAS OGIEŃ, KTO SIĘ NIBY STĄD RUSZY?

- Ja.- mówię cicho zanim zdążę się zastanowić, a po chwili powtarzam to głośniej i nie czekając na ich odpowiedź wolno wychodzę spod stołu.

Spokojnie, byle spokojnie, przeciez uczyli nas co robić w takiej sytuacji na obozie, musisz zakradnąć się do telefonu tak żeby cię nie widzieli i wezwać pomoc. Nic się nie stanie, zachowaj spokój.

Ręce trzęsą mi się niemiłosiernie, a szkło walające się po podłodze rani moje palce, z którejś szafki spada jakiś przedmiot, rani mnie w głowę, boli, chyba płynie krew. Pełznę dalej chociaż najchętniej wróciłabym pod ten cholerny stół, zostały dwa metry, tak blisko, zaraz się uda.

- Centrala? Baza 7, zaatakowano nas, w budynku jest dwudziestu trzech ludzi, z czego piętnaście to lekarze, reszta to ranni. Nie mamy ochrony, tylko kilka sztuk broni, żołnierze wyruszyli o świcie do…

Budynek drży w posadach, nie ma sygnału, chyba usłyszeli wystarczająco żeby wysłać pomoc.

- TRZEBA POMÓC RANNYM, ONI ZARAZ ROZPIEPRZĄ TĄ BUDĘ! – drę się i biegnę do pomieszczenia z poszkodowanymi, a za mną parenaście innych osób.

TRZEBA ICH STĄD WYPROWADZIĆ! NIE, LEPIEJ DO SCHRONU! JAK PIERDOLNĄ TO WSZYSTKO BOMBĄ TO SCHRON GÓWNO DA! COŚ DA, JAK WYJDZIEMY TO NAS POWYSTRZELAJĄ JAK PSY! USPOKÓJ SIĘ, MUSZĘ POMYŚLEĆ. JAK MAM SIĘ USPOKOIĆ JAK WSZYSCY ZARAZ ZGINIEMY? NIE ZGINIEMY JAKBYŚ NIE PANIKOWAŁ DURNA PAŁO!

Głowa mi pęka, wszyscy są zbyt panikowani, za bardzo wrzeszczą, a strzały nie milkną, kula trafia w pacjenta leżącego pod oknem, którego usiłuję wydostać z pokoju, Boże, prawie zginęłam, stoję jak słup soli nie wiedząc co zrobić z nieżyjącym już Afgańczykiem, Wojtek rzuca mnie na ziemię kiedy nadchodzi kolejna fala strzałów.

- BIERZCIE JAK NAJWIĘCEJ LUDZI I DO SCHRONU! CI CO MAJĄ BROŃ DO ŚCIANY, STRZELAJCIE DO TYCH ZJEBÓW NA DWORZE, MOŻE UDA SIĘ KTÓREGOŚ U…

Adrian zostaje strzelony prosto w pierś, z oczu znika przerażenie, pada na podłogę, a obok niego karabin. Wojtek doczołguje się do niego i podaje mi, po czym sięga po swój.

Drżącymi rękami chwytam go w ręce, faceci patrzą na mnie przerażeni, jestem tu jedną z trzech kobiet, które przeżyły to piekło, powinnam uciekać do schronu.

Zdążam tylko namierzyć swój cel, plecy jednego z Talibów zmieniającego amunicję, jeszcze sekunda, moment, strzelę… następny huk, jeszcze większy, tym razem ciemność. Umrzemy?

 Ponad miesiąc mnie tu nie było, nie wierzę. Co się stało? Chyba sobie uświadomiłam, że coś marnuję, że to wszystko nie powinno tak wyglądać i po prostu chciałam odejść. Popsuty komputer to ułatwił, a jak dostałam go naprawionego to okazało się, że nie da się otworzyć pliku z opowiadaniem. Ale wykombinowałam i jest. I przepraszam, bo wiem, że kilka osób czekało.
Mam wrażenie, że trochę się ostatnio pogubiłam, ale żeby wrócić do normalnego stanu potrzebuję też bycia tutaj. Więc jestem. Przepraszam. A Wy będziecie?

Postaram się u Was jak najszybciej nadrobić

14 komentarzy:

  1. My będziemy z Toba. Czekaliśmy naprawdę długo :D
    Rozdział jak zwykle boski :P

    http://zycie-pisane-chwila.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Stęskniłam się za tym opowiadaniem, dobrze,że wróciłaś. Najbardziej oryginalna historia jaką czytalam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest jedno z tych opowiadań, których po prostu nie potrafię skomentować.
    Mam nadzieję, że wybaczysz mi takie milczenie i mam nadzieję, że kiedy się zamelduję pod każdym przeczytanym rozdziałem, to będzie okej? Chyba, że coś mi przyjdzie do głowy. W co wątpię, bo ta historia odbiera mowę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na to opowiadanie mogłabym czekać i czekać, ale bardzo się cieszę, że już wróciłaś :)
    Dobrze, że dogadała się z bliskimi, bo teraz oni będą najważniejsi w procesie powracania do normalności po piekle jakie przeszła (o ile w ogóle jest to możliwe). Widać, że Oliwia to silna i odważna kobieta. Mam nadzieję, że cierpliwie będą poznawać się na nowo, bo pomimo tego, że na zewnątrz niewiele się zmienili, to środek jest praktycznie całkiem inny.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny, nulka :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Oliwia jest bardzo odważna, większa część osób na jej miejscu nie ruszyłaby się i nie dała znać bazie, a ona jednak to zrobiła narażając przy tym swoje życie. Podziwiam ją.

    OdpowiedzUsuń
  6. Podziwiam Oliwie za odwagę, sam siebie nigdy nie widziałabym w takiej sytuacji i okolicznościach w których ona przecież była i żyłą tam na co dzień. Przeszła wiele, a los doświadczył ja jeszcze bardziej tragicznie powodując wypadek. Teraz jest ze Zbyszkiem ale tak naprawdę oni przecież nie są razem. Ciekawi mnie jak to się dalej rozwinie

    OdpowiedzUsuń
  7. Oliwia była bardzo odważna wyjeżdżając do Afganistanu. To co tam przeszyła, było na prawdę przerażające. Na pewno nigdy o tym nie zapomni, ale ma przy sobie Zbyszka który ją wspiera i pomaga ;) Na pewno jej teraz nie zostawi i mam nadzieję, że będą razem szczęśliwi.

    Cieszę się, że wróciłaś :)

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba cię rozumiem, bo ostatnio miałam bardzo podobnie, ale ten blogowy świat jest bardzo przydatny, gdy człowiek chwilowo odpada. Bartman to będzie miał teraz mętlik w głowie, jednak powinien trwać przy Oliwii, potrzebują siebie i swojej miłości.

    OdpowiedzUsuń
  9. To straszne przez co musiała przechodzić Oliwia.
    Dobrze, że ma wsparcie.
    Twoje opowiadanie jest wyjątkowe.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja będę zawsze. *.*
    Kurczę, ciary, ciary i jeszcze raz ciary po przeczytaniu. Wolę sobie nie wyobrażać, co ci wszyscy ludzie na wojnie czują w czasie takiego ataku. Całe życie przelatujące przed oczami? Takie przynajmniej mam wrażenie.
    Bartman, liczę na to, że nie spierdolisz tu niczego i będziesz przy naszej dzielnej bohaterce. Inaczej się policzymy.

    OdpowiedzUsuń
  11. O JEZUSIE CHRYSTUSIE. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że ta cała sytuacja w szpitalu to są tylko wyobrażenia Oliwki albo Zbyszka, że to się nie dzieję .

    OdpowiedzUsuń
  12. Tego co nam tutaj prezentujesz i pozwalasz czytać nie da się opisać zwykłymi słowami. Pierwszy raz spotykam się z takim opowiadaniem, opowiadaniem, które przemawia do mnie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Przenosisz nas w ten okropny i bezwzględny świat wojny, a ja czuję się jakbym tam była. Mimo to, jakoś nie wyobrażam sobie tego strachu o swoje życie jaki towarzyszył Oliwce i mam do takich ludzi wielki szacunek. Mam nadzieję, że Zbyszek pomoże jej wrócić do normalności i oswoić się z rzeczywistością. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Będzie im ciężko, na początku bardzo ciężko. Zbyszek sam jeszcze nie wie na co się pisze, a przed nimi jeszcze poważna rozmowa o tym co działosię po tym jak go zostawiła. W związku z tym, że Zbyszek jest osobą publiczną to nic się nie ukryje.

    OdpowiedzUsuń