środa, 7 sierpnia 2013

Nie rezygnuj z walki, bo będzie dobrze. Bo nie ma na świecie drugiego takiego jak Ty.

Invincible



                
Wigilia dwa tysiące trzynastego roku jest zupełnie inna niż ta zeszłoroczna. Na ogródku zalega jakiś metr śniegu, mój ojciec klnie pod nosem, że przez to cholerstwo nie da się chodzić, a Bobek pałęta się po pokojach próbując wyniuchać nowe buty mojej siostry, Kasi. Ubieramy choinkę, w tym roku będzie złoto- granatowa, choć Kaśka upierała się na czerwoną- ostatecznie została przegłosowana i żywa, nieco zmaltretowana przez moje upuszczenie jej tuż przed progiem domu jodła stoi dumnie w salonie, rozbłyskając dziesiątkami światełek.
                Z kuchni słychać Twoje przekleństwo, Twoją i moją mamę, które upominają Cię, że nie wypada używać takich słów, pokornie przepraszasz choć wiem, że w duchu przewracasz oczami i się śmiejesz.
Wchodzę do wyjątkowo nagrzanego przez ciągłe gotowanie pomieszczenia i uśmiecham się na widok was krzątających się przy blatach i usiłujących wyrobić się z potrawami na czas.
Oczywiście nie byłabyś sobą gdybyś sobie czegoś nie zrobiła, po chwili muszę opatrywać w łazience twój palec serdeczny, który nie wiem jakim cudem przecięłaś.
- Kaleka.- wzdycham, przyklejając Ci na ranę plaster z Królewną Śnieżką. Całą paczkę bajkowych plastrów kupiłem niecały rok temu kiedy okazało się, że zachowałaś swoją niezdarność i do tej pory zużyłem prawie wszystkie.
- Nie moja wina, że noże mnie nie lubią. Ogólnie kuchnia mnie, kuźwa, nie lubi. – robisz obrażoną minę, a ja śmieję się głośno bo dobrze wiem jak bardzo nienawidzisz gotować.
- Dobra, kochani, możemy zaczynać, wszystko gotowe! – słyszę głos mamy, więc całuję Cię przelotnie w usta i ciągnę za rękę z łazienki.
                Tradycyjnie każdy życzy sobie wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, zdrowia, szczęścia, pomarańczy i razem siadamy do stołu. Wystarczą trzy minuty żebyś ubrudziła swoją nową koronkową sukienkę barszczem i pobiegła do łazienki żeby ją zaprać, wszyscy zwijają się ze śmiechu, Boże, kocham Twoją niezdarność. Przebierasz się szybko i wracasz do jedzenia, zabijając wszystkich wzrokiem.
                Nadchodzi czas na kolędy, Kasia wyjmuje gitarę i choć nikt inny oprócz niej nigdy nie śpiewa, ona i tak zaczyna grać Przybieżeli do Betlejem. Słuchamy jej rzępolenia i na koniec bijemy brawa, niech się dziewczyna raz do roku dowartościuje.
- No to prezenty! – ojciec zaciera ręce- Zbychu, jak znowu kupiłeś mi skarpety to bierzesz Bobka na sylwestra do siebie.
- Spokojnie, tato, bez obaw.
Mrugam do Ciebie porozumiewawczo, w tym roku targnęliśmy się na rękawiczki i czapkę żeby ojciec znowu uszu chorych nie miał. Kaśka dostała książkę i płytę, była najwyraźniej zadowolona bo tak nas wyściskała, że omal z dziewięćdziesięciu jeden kilo mnie zrobiło się osiemdziesiąt dziewięć.
Naszym mamom sprawiliśmy po ucieplaczach do nóg i także książkach- tu inwencja twórcza nam się skończyła, a raczej chęć dalszego chodzenia po centrum handlowym.
- No to teraz najważniejszy prezent, bo ode mnie! – mówię, podając Ci pakunek obklejony papierem w piłki.
- ZBYSZKU CZY TO JEST…?
Nie, nie oświadczyłem się. Musiał być ten element zaskoczenia, oświadczyny w święta były zbyt main streamowe. Kupiłem Ci bilet na mecz Dortmundu w Lidze Mistrzów, oczywiście podwójny, bo samej już nigdy nigdzie Cię nie puszczę i nowego storczyka, szesnastego do kolekcji.
A Ty? Ty kupiłaś mi bokserki z reniferem i zegarek, też się nie oświadczyłaś. No bo jak to, kobieta facetowi?
I dzisiejszej nocy możemy szczerze powiedzieć, że razem jesteśmy niezwyciężeni.

                Dobra, serio myślałam, że mi się oświadczysz w święta, a tu nici. Ostatecznie stwierdziłam, że pewnie wybierzesz jednak Sylwestra, ale i w niego nic nie nastąpiło, oprócz, oczywiście, świetnej zabawy. Kubiak, z którym się wreszcie pogodziłeś, upodlił mnie tak mocno, że rano nie bardzo wiedziałam kim jestem, ale i tak było fajnie.
                Nowy rok to odwilż, topniejący śnieg- a niech go szlag!- i mnóstwo obowiązków. Cóż, w Jastrzębskim klubie, do którego wróciłeś po roku przerwy zrobił się mały szpital, więc mam ręce pełne roboty. A to Wojtaszka męczy nieżyt nosa, a to Holmes przeżywa ospę, choć jest starym chłopem, a Martino cierpi z powodu grypy żołądkowej, chociaż podejrzewam, że to bardziej kac, biedaczak, dalej nie przyzwyczaił się do polskich standardów picia.
                Cóż, może praca w klubie nie jest moją wymarzoną, ale przynajmniej jest spokojna i zajmuje moje myśli, a poza tym jestem blisko Ciebie. I to czasem jest złe, jak teraz, kiedy po jednej z akcji łapiesz się za kręgosłup i padasz na ziemię.
Podbiegam do Ciebie i natychmiast otacza nas wianuszek zawodników i trenerów. Odwracam się na chwilę, żeby zawołać fizjoterapeutę, ale wtedy słyszę znaczące chrząknięcie.
Całkiem przypadkiem klęczysz, choć Twoje kolana ostatnio nie są w zbyt dobrej formie, próbujesz otrzeć pot z czoła brzegiem bluzki i w końcu od któregoś z chłopaków bierzesz aksamitne pudełeczko.
- To co, Oliwko, zostaniesz moją żoną?
                Okej, zaskoczyłeś mnie.

Wiecie co jest dla mnie najpiękniejsze w pisaniu? Nie pisanie, tworzenie w samym sobie, choć i to uwielbiam, bo gdyby tak nie było, to w życiu nie otwierałabym Worda i nie zapełniała zdaniami kolejnych kartek. Dla mnie najcudowniejszy jest sam moment wymyślania tego wszystkiego w głowie. Kiedy jest bardzo źle i od miesięcy nie piszę nic, a nagle pojawia się myśl, a słowa same chcą się przelać na kartkę. 
Ale chyba największą satysfakcję sprawia mi kończenie kolejnych historii, kiedy ostatnie zdania piszę z szerokim uśmiechem na twarzy i jestem bardzo, bardzo dumna, że znowu się udało. 
Wstyd się przyznać, że Oliwka ukończona była już jakoś w styczniu, a mi zwyczajnie nie chciało się dodawać tu kolejnych rozdziałów. Ostatnie siedem miesięcy sporo zmieniło w moim życiu, w sposobie myślenia i chyba też we mnie. Chciałam się skupić na zupełnie innych rzeczach, ale wiecie co? Za każdym razem gdy było mi źle, zaglądałam tutaj i widziałam Wasze komentarze. Jakoś tak ciepło się na sercu robi, kiedy czytam Wasze opinie. Nigdy nie spodziewałam się, że komukolwiek aż tak spodobają się wytwory mojej pokręconej wyobraźni, dlatego dziękuję, dziękuję, dziękuję, że byliście i jesteście. Wasza obecność znaczy dla mnie bardzo wiele, sprawia, że znowu chce mi się pisać, a od zimy nie napisałam ani słowa. Nie wiem czy kiedykolwiek powstanie jeszcze coś z siatkówką w tle, bo mam wrażenie, że w tym temacie się wypaliłam. Obecnie wracam do swojej Potterowskiej obsesji i zaczynam pisać o świecie Rowling. Jeśli ktoś byłby chętny żeby przeczytać to, co powstanie, to prosiłabym o zgłoszenie się w komentarzu pod tym postem, jeżeli tylko postanowię znowu publikować to dam znać.
Dziękuję 
Swoją czwartą historię uważam, za zakończoną. Mam wrażenie, że nie potrafię nie robić happy endów, bo za bardzo w nie wierzę. W każdym razie Oliwka i Zbyszek żyją długo i szczęśliwie z piątką dzieci i psem w dużym domu pod Warszawą. Fajnie, nie?
Miłych wakacji, Kochane :*

na sam koniec czcionka postanowiła zatruć mi życie, więc wybaczcie