czwartek, 31 stycznia 2013

Nie mogę się pozbierać odkąd Cię straciłem.

Map of the Problematique moja ukochana piosenka, którą miałam okazję usłyszeć na żywo nieco ponad dwa miesiące temu. emocjonalnie, bardzo emocjonalnie.


    Chwilę stoję przed szpitalem, zbieram się w sobie żeby tam wejść, w końcu jakaś pielęgniarka wracająca z popołudniowej fajki pyta mnie czy wszystko w porządku, jestem zmuszony do uśmiechu, bo patrzy na mnie jak na ósmy cud świata, wchodzę. W recepcji patrzą na mnie z wyrozumiałością, mówią gdzie Cię znajdę, ale wtedy przypominam sobie, że głupio spotkać Cię po dwóch latach z pustymi rękoma. Przepraszam brunetkę siedzącą za ladą i wybiegam ze szpitala, kwiaciarnia jest kilkadziesiąt metrów dalej, kupuję storczyka, zawsze miałaś na ich punkcie jakąś manię, póki nie wyjechałaś, mieliśmy ich chyba około dziesięciu, potem uschły,  cóż, nigdy nie miałem ręki do kwiatów.

Wracam do szpitala i idę na wskazany wcześniej oddział, coraz bardziej się denerwuję, przełykam nerwowo ślinę, zaglądając przez szyby.

Pierwsza myśl, która napływa mi do głowy kiedy Cię widzę? Boże, jesteś tak blada, że niemalże przezroczysta, przez chwilę zlewasz mi się z bielą szpitalnej pościeli, włosy masz jeszcze jaśniejsze niż dawniej, pamiętam jak bardzo ich nienawidziłaś, chciałaś je farbować, ale za każdym razem wyrzucałem pudełeczko z barwnikiem mówiąc, że taka jesteś najwspanialsza, taką się przecież pokochałem.

                Boję się do Ciebie podejść, masz zamknięte oczy, zszyty łuk brwiowy, na nodze zauważam gips ciągnący się od początku uda. Oprócz tego liczne zadrapania, siniaki, rozcięta warga. Walczę z chęcią przytulenia Cię i położenia się obok, tak żebyś wiedziała, że tu jestem i nigdzie się nie wybieram, ale mam wrażenie, że gdy tylko Cię dotknę to rozpłyniesz się w powietrzu. Siadam jednak na krześle obok, wpatrując się w Ciebie.

- Jest pan kimś z rodziny? – słyszę za sobą kilka minut później.

- Narzeczonym. – kłamię jak mi kiedyś nakazałaś. Właściwie to próbowałem Ci się oświadczyć przed wyjazdem, ale powiedziałaś, że na to przyjdzie czas jak wrócisz. Szkoda, że potem zerwałaś wszystkie kontakty.

- Ida Skalska, jestem psychologiem i opiekuję się rannymi. Został pan o wszystkim poinformowany?

- Wiem tylko, że została tu przetransportowana przedwczoraj i od tego czasu się nie obudziła. – mówię, chociaż w gardle mam gigantyczną gulę.

Psycholog kiwa głową, dostawia sobie krzesło i zaczyna opowiadać. Że byłaś tam półtora roku, bo wcześniej miałaś obóz szkoleniowy, że mieszkałaś i pracowałaś w bazie doraźnej pomocy medycznej, latałaś też helikopterem do tego głównego, polskiego „szpitala”. Że niedługo przed wyjazdem udało ci się wraz z kolegami uratować sześcioletnią dziewczynkę, która została postrzelona przez rebeliantów.  Że krótko potem, tydzień przed datą powrotu do Polski zaatakowano bazę i cudem uciekłaś. Kilkoro Twoich współpracowników zginęło, ale Ty wróciłaś. Jesteś tu, choć byłaś postrzelona.

A teraz odsypiasz, bo podobno ciężko tam spać. Bo człowiek nie wie kiedy otworzą do Ciebie ogień, kiedy nie podpalą bazy czy wywloką Cię za włosy i zabiją. Mówi też, że to całkowicie normalna reakcja organizmu, zwłaszcza po takich przeżyciach.

Na końcu klepie mnie pokrzepiająco po ramieniu i daje jakieś gówniane broszurki, których przecież nawet nie przeczytam.

- Ona już tu jest i nigdzie się nie wybiera. Nigdy. – oznajmia Skalska stojąc przy wejściu do Sali- Niech pan będzie wyrozumiały i cierpliwy.

                Wychodzi, zostawiając mnie samego z Tobą. Głaszczę Cię po dłoni, chyba nadal nie wierzę, że tu jesteś. Nie wiem jak długo się w Ciebie wpatruję, w którymś momencie przychodzi pielęgniarka żeby zmierzyć Ci ciśnienie i zmienić coś w kroplówce, ze zdziwieniem zauważam, że jest już ciemno. Wychodzę na korytarz po kawę, dzisiaj nie piłem żadnego Red Bulla- cud, ale zabawę z automatem, który za cholerę nie chce wydać mi reszty z pięciu złotych przerywa mi telefon.

- Zibi? Podobno jesteś w Warszawie, nie mówiłeś, że przyjeżdżasz!

I wtedy przypominam sobie o kimś jeszcze. Asia.

 I mam wrażenie, że wszystko co widziałam zniknęło.


                Wiesz, to chyba znacznie trudniejsze niż myślałam, że będzie. Chyba muszę przyznać, że przez te pierwsze tygodnie obozu ledwo daję radę, strasznie dają nam w kość. Ale to musi mieć jakiś sens i przekonuję się o tym, kiedy lądujemy na afgańskiej ziemi. Jest lipiec, a mimo to nie czuję uderzającej we mnie fali gorąca po wyjściu z samolotu, wręcz przeciwnie, jest bardzo przyjemnie.

                Witają nas żołnierze, przekazują wszelkie informacje i dwie godziny później jesteśmy w miejscu docelowym. Przez całą drogę mam wrażenie, że wjedziemy na jakąś minę, która porozpieprza nasze szczątki na wszystkie strony świata, będę musiała przyzwyczaić się do tego uczucia, przecież nie będę mogła się cały czas bać. Jestem tu po to żeby pomagać, żeby robić to, co zawsze chciałam. Przeglądam się w chyba jedynym lustrze na cały budynek, biało-czerwona flaga przyszyta jest do rękawa, a mnie ogarnia duma. Robię coś dobrego, kochanie.

                Najbardziej brakuje mi Ciebie w te bezsenne noce. Zastanawiam się wtedy co robisz, jak Ci się gra na nowej pozycji, co u chłopaków- przecież nie mam od Ciebie żadnych wieści. O waszym sukcesie w Lidze Światowej dowiaduję się z dwumiesięcznym opóźnieniem, kiedy do bazy przylatuje kolejna zmiana, w tym Kamil, zapalony fan siatkówki. Opowiada mi, że zostałeś kontuzjowany, ale bez Ciebie kadra zdobyła także brąz Mistrzostw Europy. Wyobrażam sobie, jak wściekły musiałeś być i jak cholernie Ci ciężko, ale chwilę później przywożą do nas dwóch rannych żołnierzy i znów mamy ręce pełne roboty.

                Jedyne, czego nie udaje mi się pozbyć to tego uczucia niepewności i strachu. Podejrzewam, że to minie dopiero kiedy wrócę do Polski, a do tego momentu jeszcze długa droga. Bo wrócę, wiem, że wrócę. Być może nigdy mi nie wybaczysz, że wyjechałam i zerwałam wszystkie kontakty, ale ja zawsze będę Cię kochać, nawet jeśli się nie zejdziemy. To ja przecież spieprzyłam, ja nie przyjęłam Twoich oświadczyn- zwyczajnie wiedziałam, że tak będzie, że zbyt dużo będą nas kosztowały rozmowy co parę tygodni, może miesięcy.  Przepraszam Cię w każdym wolnym momencie, ale Ty tego ani razu nie słyszysz. Ale usłyszysz. Kiedyś.


Miałam dodać wczoraj, jednak Gran Derbi i szkoła zmusiły mnie do przełożenia tego na dziś, ale jest. Rozdziały będą pojawiać się mniej więcej co tydzień. Pozdrawiam (:
btw, nie wiem czemu tekst się tak rozłazi.

14 komentarzy:

  1. No, także ten, zagięłaś mnie. Nie spodziewałam się, że pojechała na misję, i to do Afganistanu. Podziwiam ją za odwagę i nawet rozumiem, że zerwała kontakt. Zibi ciągle ją kocha i prędzej czy później Aśka pójdzie w odstawkę. Czekam na kolejny.;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zbieram szczękę z podłogi, mój Geniuszu :D Uwielbiam Twoje opowiadania i zawsze żałuję, że rozdziały są tak krótkie ;)
    Wielki podziw i szacunek, za tak odważny krok. Bo trzeba mieć jaja, żeby zdecydować się pojechać ratować ludzi, nie wiedząc czy samemu będzie się w stanie z takiego piekła wydostać... Szkoda, ze to się wszystko tak między nimi potoczyło, bo Zbyszek ma teraz problem, co zrobić, z jednej strony Oliwia, wielka miłość, a z drugiej Aśka... Wystarczy odpowiedzieć sobie na jedno pytanie, bez której z nich nie wyobraża sobie życia. Czekam na reakcje Oliwi, jak się obudzi, jak będzie spoglądać na to wszystko, jak zachowa się w stosunku do Zbyszka i jak bardzo ostatnie wydarzenia ją zmieniły, bo w to nie wątpię.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny, nulka :*

    OdpowiedzUsuń
  3. I właśnie dlatego nie potrafiłabym się związać z kimś walczącym w imię ojczyzny. Codzienna obawa o jego życie i ciągłe rozłąki chybaby mnie zabiły od środka. Teraz już wiem, dlaczego Zbyszek próbował ją zatrzymać. I wcale mu się nie dziwię.
    A z drugiej strony - widok Bartmana siedzącego przy jej szpitalnym łóżku i wpatrzonego w Oliwię jak w obrazek to coś, co zdecydowanie mnie rozczula. *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam się szczerze, że pisanie tego opowiadania skłoniło mnie do podobnych przemyśleń, ciągły strach i obawa o życie ukochanej osoby prawdopodobnie doprowadziłoby mnie na skraj załamania nerwowego. Ale podziwiam ich, niesamowici ludzie. Chyba dlatego chciałam o tym pisać, choć wiele rzeczy zapewne nie będzie takie jakie są w rzeczywistości.

      Usuń
  4. Jejku, odkryłam właśnie Twoje opowiadanie, i naprawdę należą Ci się wielkie gratulacje. Spotykam się pierwszy raz z takim obrotem sprawy w opowiadaniu, wyjazdem do Afganistanu. Ale jest to naprawdę dobry pomysł. Czekam na dalsze rozdziały.

    http://wspominasz.blogspot.com/ serdecznie zapraszam, opowiadanie z Michałem Kubiakiem w roli głównej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczęka mi opadła jak przeczytałam że Oliwia wyjechała na misję. Prędzej spodziewałam się tego że pojechała robić karierę w wielkim świecie, a tu takie coś. Szkoda tylko że wybrała drogę która odgradza ją od Zbyszka i sama to zrobiła, mogła przecież utrzymać z nim kontakt, a nie zrywać każda misja kiedyś się kończy, ona podjęła jednak inną decyzję. Nadal go kocha, on nadal kocha ją, ale to już nie jest takie proste i wątpię żeby kiedykolwiek było. Do tego ta nieszczęsna Aśka, co jeszcze bardziej wszytko gmatwa

    OdpowiedzUsuń
  7. Bartman może być dumny, że ma taką "narzeczoną". Albo miał.

    OdpowiedzUsuń
  8. http://wspominasz.blogspot.com tak jak chcialaś, zapraszam na pierwszy rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak to jest. Naprawdę, nie dam rady i podejrzewam, że to będzie coś nowego, spróbować wczuć się w te wszystkie straszne wydarzenia. Bo musiało ich być sporo.
    Podziwiam Cię, że potrafisz sobie to wyobrazić. Mnie to przerasta. Będę patrzeć Twoimi oczami.
    http://nieprzystepni.blogspot.com Jeśli jesteś zainteresowana, zaczęłam nowe opowiadanie. )

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział ten skłonił mnie do refleksji. Co możesz zrobić dzisiaj, nie odkładaj tego na później. Oliwia mogła przyjąć oświadczyny Zbyszka, mogła zostać w Polsce i być z nim szczęśliwa. Jednak cholerna chęć niesienia pomocy innym, spowodowała, że leży teraz nieprzytomna na szpitalnym łóżku i nie wiadomo kiedy się obudzi. Minęło tyle lat. Zbyszek zdążył ułożyć sobie jakoś życie bez niej, a ona się znowu pojawia... i z całą pewnością namiesza w jego życiu.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozumiem Zbyszka. Mój brat jest żołnierzem, był na dwóch misjach... Gdy wiedziałam, że jest na patrolu nie mogłam zasnąć. Co z tego, że mieliśmy co kilkudniowy kontakt? Strach był, jest i będzie.

    Rozumiem też Oliwię. Sama bym pojechała, ale wiem, że nigdy tego nie zrobię. Zawsze będzie jakieś "ale"... Może ze względu na mojego brata?

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wyobrażam sobie życia z osobą w ten sposób ryzykującą życiem! Jestem pacyfistką i i jakoś "pomaganie" innym bez ich zgody nie leży w mojej naturze.
    Zbyszek w ciągu tych lat ułożył sobie życie, a teraz będzie go czekać wiele poważnych decyzji. Oby się nie pogubił!

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem zaskoczona, że główna bohaterka wyjechała na misje. Dałabym sobie rękę uciąć, że chciała realizować się zawodowo, że chciała zrobić karierę. Współczuję Zbyszkowi, miał całe życie ułożone, a Oliwia zjawia się nagle i wywraca jego życie do góry nogami.
    Pozdrawiam.
    [jak-trenujesz-tak-bedziesz-walczyc.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń