MK Ultra
Easily
Dobrze wiesz, że nie żartuję, a
mimo to dwa razy pytasz, czy czasem nie zgłupiałam. Spuszczam tylko głowę, nie
bardzo wiem co powiedzieć, Ty natomiast zaczynasz krążyć po pokoju, co chwilę
przecierając twarz dłońmi. Jesteś zaskoczony, może nawet trochę przestraszony.
Chwilę później uczucia te zastępuje złość, łapiesz mnie za ramiona, jakby chcąc
wykrzyczeć mi, że nie mam prawa tam jechać, ale zdaje się, że widzisz pewność w
moich oczach- nie zmienię decyzji- i
mocno mnie do siebie przytulasz. Oddychasz ciężko jakbyś właśnie zrobił kilka
kółek wokół hali, nie chcesz mnie puścić, nawet kiedy Cię o to proszę. Wręcz
przeciwnie, trzymasz mnie jeszcze mocniej, jakby bojąc się, że wyjadę już,
teraz, zaraz, że spakuję walizki i zostawię Cię na środku naszej kuchni z
niedokończonym spaghetti.
- Boże, Oliwia...
Wtulasz głowę w zagłębienie mojej szyi, mówię Ci byś wziął
się w garść i dokończył kolację, serce mi pęka, odchodzisz parę kroków,
szepczesz coś pod nosem, nie słyszę co. Słychać miarowe uderzanie noża o deskę,
ocieram pojedynczą łzę spływającą mi po policzku i obejmuję Cię rękami od tyłu.
Wciągasz głęboko powietrze i napinasz mięśnie, jesteś zły, ale tego nie
okazujesz. Na boisku wściekłość dodaje Ci determinacji i woli walki, w życiu
zaś odbiera Ci sił.
Nawet nie wiesz jak wiele dałabym za Twój krzyk, dłoń
uderzającą o blat, roztrzaskany na panelach talerz. W zamian tego dostaję Twoje
milczenie i spaghetti, którego nie posoliłeś, a ja boję się zwrócić Ci uwagę.
Trącam łokciem szklankę, niby przypadkiem, herbata wylewa się na stół- nic.
Szepczę ciche przepraszam i
czerwienię się, Ty jednak zdajesz się tego nie zauważać.
Trwamy
w takim stanie przez kilka dni, cisza odbija się od ścian naszego mieszkania, a
ja staję się pomału tykającą bombą zegarową zniecierpliwienia i skrywanej
złości.
Wszyscy już wiedzą, jedni życzą mi powodzenia, inni patrzą
na mnie ze zdziwieniem i obawą. Mama fatyguje się do Polski by wybić mi ten
pomysł z głowy, wyjeżdża jednak zawiedzona, bo ja nie zamierzam zmieniać swojej
decyzji.
Którejś
nocy nie wytrzymuję, nie śpisz, pojutrze jedziesz na zgrupowanie reprezentacji,
a ja niemalże czuję, jak wszystkie złe emocje spływają po Tobie. Rzucam lampką
nocną w szafę, chyba trzaskam wiszące na niej lustro, siedem lat nieszczęścia- przypominam sobie, zakrywam twarz dłońmi
by po chwili zacząć na Ciebie krzyczeć.
- Myślisz, że mi jest łatwo? Że chcę stąd wyjeżdżać, zostawiać
cię w tak ważnym dla ciebie momencie? Nie, kurwa! Dla mnie to też była
cholernie trudna decyzja!
- Mogłaś zrezygnować, nie zmusiliby cię…- mówisz cicho, nie
patrząc na mnie.
- Pięć lat studiów, dwa fakultety, w między czasie milion
kursów. Z tego się nie da wycofać, to tak jakbyś ty zrezygnował z grania. Muszę
tam być, tak czuję, rozumiesz?
Odwracam się do Ciebie plecami, tępo wpatrując się w rozbite
kawałki lustra porozrzucane po podłodze, którą tak starannie dzisiaj szorowałam
by zabić czas. Czuję jak wolno zbierasz się w sobie i wtulasz w moje plecy.
- Ja po prostu zaczynając to wszystko spełniałam swoje
postanowienia, robiłam to, co uważałam za słuszne. Nie sądziłam, że ktoś będzie
mnie kiedykolwiek chciał, że będę z kimś, kto zrobiłby wszystko bym została. –
szepczę, a Ty odwracasz mnie w swoją stronę i głaszczesz mój policzek.
- Jesteś najlepszą rzeczą jaka mi się w życiu przytrafiła.
Nie potrafię cię stracić.
Wpatruję się w Twoje zielone tęczówki przepełnione bólem ,
czuję ukłucie wyrzutów sumienia, mam wrażenie, że z żalu za chwilę rozpadnę się
na setki maleńkich kawałeczków. Nic takiego się nie dzieje, jestem tu, trwam
centymetry przy Twojej twarzy, ściskam Cię za rękę.
- Nie tracisz. – oznajmiam ciężko.
A potem mnie przytulasz, tym razem chcę byś robił to przez
całą wieczność.
Chciałbym byś jedynie
wiedziała, że mój umysł nie pozwala Ci odejść.
Ściskam
w dłoniach kawałek papieru, który zapełniłaś swoim drobnym pismem prawie dwa
lata temu i mimo, że minęło już tyle czasu, w dalszym ciągu zastanawiam się,
dlaczego zwyczajnie nie pozwoliłem Ci tam jechać. Czemu nie zamknąłem Cię w
domu, zaprowadziłem do którejś z przyjaciółek by pilnowała czy nie wyjedziesz?
Chyba dlatego, że bałem się, że mi nigdy nie wybaczysz. A wtedy straciłbym Cię
jeszcze bardziej niż teraz.
Wszystko
toczy się dalej , świat się nie zatrzymał, przyjaciele dalej istnieją. Często o
Ciebie pytają, a ja wtedy spuszczam głowę, nie mamy przecież kontaktu od wielu
miesięcy. Odwracają wzrok, zmieniają
temat- oni też za Tobą tęsknią, wiesz?
Zgrupowanie, Liga Światowa, kontuzja, brąz, żal, nowy klub,
Klubowe Mistrzostwa Świata, Japonia, czwarte miejsce, mecze z Brazylijczykami,
złoto, Spała, Londyn, nadzieja, porażka, a w głowie wciąż Twoje dwa słowa tuż
przed wyjazdem- Wrócę, obiecuję. Ale
nie wracasz, nie ma Cię, nikt nie chce mi powiedzieć co się dzieje, a ja
zachowuję się jak ostatni idiota, przepraszam, poznaję kogoś, Ona to nie Ty,
chciałbym Ciebie, ale nawet nie wiem czy jeszcze istniejesz. Ona jest piękna,
cudowna, podobna do Ciebie pod wieloma względami, może dlatego dopuściłem ją
tak blisko do siebie. Nie wiem co do niej czuję, czy w ogóle cokolwiek, czy
może jest mi przy Niej zwyczajnie dobrze. Może po prostu odciąga moje myśli od Ciebie,
jestem chujem, Ona przecież mnie kocha.
I kiedy
już tracę jakąkolwiek nadzieję, że dopełnisz obietnicy i zmieniam otoczenie na
południowo-wschodnią Polskę, mój telefon
odgrywa melodię jednego z tych zespołów rockowych, których zawsze razem słuchaliśmy.
- Pan Zbigniew Bartman? – słyszę kobiecy głos, żołądek
podchodzi mi do gardła.
- Tak?
- Jest pan wpisany jako osoba pierwszego kontaktu u pani
Oliwii Krylińskiej. Została przetransportowana do Polski, obecnie przebywa w
szpitalu w Warszawie. Nie mogę panu więcej powiedzieć przez telefon, życzy
sobie pan adres?
Rozłączam się, czując jak moje serce bije jakieś dziesięć
razy szybciej.
Cześć, wracam Was trochę pomęczyć (;
A ja tak sobie wczoraj przeglądałam blogi i się zastanawiałam, kiedy tutaj pojawi się początek.^^ Chyba czytasz mi w myślach czy coś.:) No nawet mi trochę szkoda Zbysia, że został sam, ale Oliwia musiała mieć jakieś powody, żeby wyjechać i się nie odzywać. A teraz ten szpital... Zaczyna się nieprzyjemnie, ale i tak to uwielbiam.^^
OdpowiedzUsuńNa początku chciałabym powiedzieć, że bardzo cieszę się, że postanowiłaś zacząć pisać nową historię. Prolog już na początku nam niewiele wyjaśnia, ale mam nadzieję, że wraz z kolejnymi rozdziałami będziemy sobie wszystko układać w jedną całość. Zbyszek nie należy do moich ulubionych bohaterów. Mam jednak nadzieję, że ukażesz go tutaj w taki sposób, że może zyska w moich oczach, bo na razie wydaje się, że będzie tutaj pozytywną postacią. Hm... już w prologu prowadziłaś dramaturgię, więc już nie mogę się doczekać, co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
świetny początek ;) na ogół nie czytam opowiadań o Zibim, ale to mnie zaintrygowało i chyba czuję, że szybko się w nie wciągnę ;) Czekam na dalsze rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio stałam się bardzo wybredna jeżeli chodzi o opowiadania z Bartmanem w roli głównej, ale tutaj wiem że zostanę bo już mnie wciągnęło. Związki na odległość to trudna spawa, wiele obietnic zostaje niedotrzymanych. Nie wiem w jakiej sytuacji byłą Oliwka, ale nie żyje w XV wieku gdzie nawet poczta nie funkcjonowała tak jak trzeba, mi się wydaje że po prostu nie zadała sobie tyle trudu by podtrzymać relacje ze Zbyszkiem, nawet jeżeli było by one tylko w formie pisemnej, bądź przez komunikator video. Wygląda to tak jakby dokonała wyboru i zrezygnowała z Bartmana. Ciekawi mnie mnie co się jej stało i jak zachowa się Zbyszek
OdpowiedzUsuńO matko! Już to uwielbiam :) Zastanawiam się tylko, z jakiego powodu Oliwia nie kontaktowała się ze Zbyszkiem. Był jakiś powód, coś się stało, czy po prostu nie chciała... Jeszcze teraz ten telefon... Wszystko się tak tajemniczo zaczęło :) Ciężko wyczuć, kto będzie tu tym dobrym, a kto złym, a może oboje będą tymi dobrymi tylko zaplątani w nieprzyjemną dla nich rzeczywistość... Czas, a w zasadzie kolejne rozdziały, na które niecierpliwie czekam, pokażą :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, nulka :*:*:*
Po pierwsze - maj gasz, Zibi. *.*
OdpowiedzUsuńPo drugie - Zibi w takiej wersji, nawet czasami zbyt zadziorny i traktujący kobietę jak własność, to mój ulubiony.
Po trzecie - Zibi, trwający w nowym związku, jednakże nadal kochający swoją Oliwię, czyli miód na moje zbolałe serce.
Po czwarte - będę tutaj. Na pewno.
Zibi - z jednej strony nie wiem co mam o nim myśleć, a z drugiej coraz bardzie zaczyna go znowu lubić.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Zibi w takiej wersji, jakiej jest ukazany w tym opowiadaniu. Kocha wciąż Oliwię, pamięta o niej, ale jest też ta druga, która kocha jego, a On nie wie co właściwie do niej czuje. Wydaje mi się, że On sie w tym wszystkim pogubił.
Pozdrawiam:*
No to teraz nie wytrzymam z ciekawości co będzie dalej, co się wydarzyło, co z Oliwią.. Poproszę jak najszybciej następny :)
OdpowiedzUsuńNigdy za bardzo nie lubiłam opowiadań o Bartmanie, ale w to się wkręciłam, bo ten Zbysiu jest władczy i porywczy, ale widać że kocha Oliwkę i chyba sobie nie poradził z jej odejściem, bo skoro jego nowa partnerka jest podobna do Krylińskiej, to chyba nic z tego nie będzie. Dla mnie związki na odległość raczej nie istnieją, bo brak bliskiej osoby przy sobie staje się po jakimś czasie nie do zniesienia i chyba tylko nielicznym udaje się to przetrwać.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny! ;p
OdpowiedzUsuńZapraszam http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/
Ojoj. Z jednej strony chwilowa radość, że Oliwka wróciła, a potem, kiedy już do niego dociera, co powiedziała ta kobieta, przerażenie. Widać, że ona w dalszym ciągu wiele dla niego znaczy.
OdpowiedzUsuńCiekawe dlaczego zerwali kontakt, przecież mu obiecała, że jej nie straci??
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie. On mi tu nie pasuje.
OdpowiedzUsuń